To nie było zwykłe spotkanie autorskie. To nawet nie było spotkanie o książce…
To było spotkanie o prawdzie.
Małgorzata Wryk, świadomie i z rozmysłem, obciążyła nas historią swojej rodziny.
Ale chyba żaden z uczestników nie ma jej tego za złe…
Taki „balast” nie przygniata, lecz pozwala wznieść się wyżej i spojrzeć na wiele kwestii z szerszej (i jakże wyzwalającej!) perspektywy.
„Opowieść mojej mamy” była pretekstem do rozmowy o doświadczeniach dwóch totalitaryzmów, które naznaczyły życiorysy wielu członków rodziny pani Małgorzaty.
Była także zapisem długiego procesu dojrzewania do roli tzw. postpamięci – przejścia od milczenia do mówienia i pisania.
Nie da się podsumować wczorajszego spotkania w kilku zdaniach.
Pozostańmy więc przy stwierdzeniu, że było ono przejmujące i bardzo potrzebne.